poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Wspomnienie I (podróż - cz.2)

(c.d.)

               Niewiele zapamiętałam z całej podróży, byłam w końcu małą dziewczynką. Były jednak dwie sytuacje, które utkwiły w mojej pamięci. Jedną z nich był przystanek na Białorusi. Jest to konieczność, ze względu na zmianę torów, które w Rosji są szersze aniżeli w Polsce. Przerwa w podróży trwała około dwóch godzin i wypadała w ciągu dnia. Ludzie mogli wysiąść z pociągu i przejść się po okolicy. Pamiętam, że był to słoneczny dzień, więc wyszłam wtedy z dziadkiem na spacer, w trakcie którego dowiedziałam się, co aktualnie działo się z pociągiem. Pracownicy białoruskiego dworca sprowadzali wagony do specjalnego miejsca, w którym pociąg był podnoszony, a jego koła rozstawiane szerzej, aby umożliwić dalszą podróż. Wszystko to wydawało mi się dziwne i bezsensowne, bo po co Rosjanom szersze tory, po co im ten kłopot ze zmianą rozstawienia kół? Dziadek wytłumaczył mi, że to stary projekt, mający na celu bezpieczeństwo tego państwa. Spytałam, czy nie mogą w takim razie wyrównać ich teraz z resztą Europy, ale powiedział mi, że to by było zbyt dużo kosztowało, ponieważ trzeba by zmienić tory w całej Rosji. To był chyba moment, w którym zrozumiała jak ogromna jest Rosja, skoro zmodernizowanie torów i dopasowanie się do reszty świata jest mniej opłacalne niż dwugodzinna przerwa i praca nad zmianą ustawienia kół na pewnym etapie podróży.
               Jeszcze jedna rzecz zapadła mi w pamięć. Gdy obserwowała przez okno krajobraz wzdłuż torów (a robiłam to przez większość czasu, ponieważ pragnęłam zapamiętać każdy element, jaki pojawiał się na naszej trasie), zauważyłam szczególną dominację jednej rośliny. Był to niby krzak, niby wielki kwiat, gdzie na dole znajdowały się duże liście, a potem, przy końcu długiej, sztywnej łodygi, która rozbijała się na kilka mniejszych, były małe, białe kwiatuszki. Uważałam, że roślina jest urocza i planowałam jej nazrywać na jednym z przystanków, zostałam jednak ostrzeżona przez babcie. To, co mnie tak zaintrygowało, okazało się silnie trującym barszczem Sosnowskiego. Jest to roślina inwazyjna, która przyczynia się do degradacji środowiska i może powodować zmiany skórne. Byłam przerażona, że coś takiego rośnie przez całą drogę wzdłuż torów, a nawet przy stacjach czy niedaleko domów. Babcia powiedziała mi, ze żartobliwie nazywa się ją zemstą Stalina, ponieważ została wprowadzona niedługo po jego śmierci. Nie wiem dlaczego, ale od tamtego czasu, ta roślina kojarzy mi się tylko i wyłącznie z podróżą do Rosji, pomimo że nie jest rzadkością w Polsce czy innych krajach Europy wschodniej.
               Do Petersburga dotarliśmy późnym popołudniem. Gdy wyszłam z pociągu, byłąm przerażona tłumem ludzi oraz ogromem miejsca, w jakim się znajdowałam. Nie wiedziałam jakim cudem babcia odnajdzie się z ciocią Swietą, która miała nas odebrać ze swoim synem Igorem. Właściwie byłam pewna, że ja sama za chwilę zostanę porwana przez tych pędzących niewiadomo dokąd ludzi, stracę z oczu dziadków i zgubię się na Amen. Musieliśmy mocno trzymać się za ręce i powoli zmierzać w stronę umówionego celu, który był mi obcy. Przepychaliśmy się pomiędzy tłumami ludzi dźwigających mnóstwo tobołków i swoich bagaży, ale w końcu udało nam się dotrzeć tam, gdzie chcieliśmy.
               Miałam sześć lat i do dziś nie przeżyłam tak długiej i ekscytującej podróży jak tamta. Emocje związane z przejazdem  towarzyszyły mi jeszcze przez pierwszych kilka dni pobytu w Petersburgu, a potem byłam już skupiona wyłącznie na mieście, które okazało się jeszcze ciekawsze. Powrót, ani żadna kolejna wyprawa do tego kraju nie dostarczyły mi już tyle atrakcji, co ten pierwszy raz w pociągu do Rosji.

0 komentarze:

Prześlij komentarz