niedziela, 1 kwietnia 2012

Wspomnienie I (podróż - cz.1)

               Po raz pierwszy wyjechałam do Rosji, gdy miałam sześć lat. Był rok 1998 i była to moja pierwsza tak daleka podróża, a do tego za granicę. Byłam podekscytowana, a jednocześnie czułam się bardzo wyróżniona. Wcale nie jest tak łatwo wyjechać do Rosji, co zostało mi wytłumaczone dużo wcześniej. Aby tam pojechać, należało zdobyć w ambasadzie wizę, która przyznawana jest jedynie przy zaproszeniu przez rodzinę z Rosji lub w wypadkach służbowych, wycieczkach zorganizowanych (które były rzadkością) czy w sprawach politycznych. Wszystko to jednak wymagało kontaktu z władzami rosyjskimi przez ich ambasadę, która nie zawsze na taką podróż się zgadzała. Ja otrzymałam zaproszenie od rodziny i dostałam wizę z możliwość wyjazdu na dwa tygodnie. Oczywiście wtedy nie rozumiałam ile starań i pracy zostało włożone w umożliwienie mi tej wycieczki. Czułam się jedynie wyróżniona z tłumu ludzi, którzy do Rosji pojechać by chcieli, a nie mogą.

               To jednak nie było jedyne utrudnienie. Moja podróż odbywała się pociągiem, który był najtańszym transportem. Nie było to jednak tanie. Zgodzono się na tę wycieczkę jedynie ze względu na mój wiek. Poniżej dwunastego roku życia, dzieci mają zniżkę i podróżują za dużo niższą cenę. Samolot wtedy był koszmarnie drogi, a z tego co się orientuję, teraz jest niewiele lepiej. Minusem był fakt, że przejazd ten trwał 36 godzin. Przez półtorej dnia byłeś zamknięty w maszynie, z której możesz wyskoczyć na powietrze jedynie na krótkich przystankach, w trakcie których nie możesz zbyt daleko odejść od pociągu, bo w każdej chwili może odjechać. Na szczęście mieliśmy przedziały z kuszetkami, więc spać można było spokojnie (przynajmniej sześcioletniej dziewczynce wystarczało to prowizoryczne łóżeczko do zupełnego odprężenia się), a w ciągu dnia można było przecież biegać po całym wagonie, zaczepiać konduktorów i bawić się z partnerami podróży.

               No właśnie, moi partnerzy. W mojej pierwszej podróży do Rosji towarzyszyli mi dziadkowie. Babcia jest czystej krwi Rosjanką i dwa razy do roku odwiedzała swoją matkę, prababcię Tasię i siostrę Swietłanę oraz resztę rodziny w Petersburgu.  Dziadek natomiast otrzymał na przełomie lat 50 i 60 stypendium i studiował w ówczesnym Leningradzie, gdzie poznał swoją przyszłą małżonkę. Bardzo rzadko wyjeżdżali razem ze względu na koszty. Wtedy jednak, ponieważ prababcia była już schorowaną staruszką (miała prawie 90 lat), zdecydowali się na wspólną podróż, aby dziadek mógł się mną zajmować, gdy babcie będzie spędzała czas z matką.

(c.d.n.)

0 komentarze:

Prześlij komentarz