poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Wspomnienie III (petersburskie metro)


               Po raz pierwszy podróżowałam metrem, gdy miałam sześć lat i było to na Węgrzech, na kilka miesięcy przed moim wyjazdem do Rosji. Nie robiło to wówczas na mnie takiego wrażenia, jedynie fakt przejazdu pod ziemią wydawał mi się intrygujący. Pociąg jak pociąg, patrzenie za okno nie miało sensu, bo i tak nic nie było widać, wysiadało się na stacjach za metalowymi drzwiami i należało szybko przemieszczać się do wyjścia, uważając przy okazji by nie zgubić swoich partnerów, bo wszędzie było mnóstwo ludzi, tłok i hałas. Nie miałam w tym wypadku najlepszych skojarzeń z tym środkiem komunikacji. Gdy dowiedziałam się, że w Petersburgu najłatwiej poruszać się metrem, ponieważ w ten sposób omija się korki i przemieszcza się bardzo szybko, spodziewałam się tego samego, czego doświadczyłam w Budapeszcie. Jakie było moje zdziwienie, gdy po raz pierwszy podróżowałam z babcią podziemnym pociągiem.

               Podając ogólne informacje o petersburskim metrze: powstało na początku drugiej połowy XX w, w listopadzie 1955r. Składa się z 5 linii o łącznej długości 122,83 km, 62 stacji, 68 westybuli, 223 schodów ruchomych i 1395 wagonów. Aby sprawnie funkcjonowało, zatrudnionych jest tam 20 tysięcy ludzi, dzięki czemu umożliwiona jest podróż 2,5 miliona pasażerów dziennie. Dodatkowo, jest to najniżej na świecie położone metro, leży do 80 metrów pod ziemią, a w niektórych odcinkach linie przebiegają pod rzeką, Newą. Dane te jednak nie są niczym niesamowitym, wystarczy przyrównać je do składającego się z 12 linii metra w Moskwie czy do przewożącego dziennie ponad 5 mln ludzi metra w Nowym Jorku. Nie chodzi mi jednak o statystyki.

               Mając doświadczenie z węgierskim metrem nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego. Przywitał nas zresztą tłum, który automatycznie skojarzyłam z warunkami z tamtej podróży. Zatkało mnie jednak (i to dosłownie zatkało mi uszy) zaraz na początku, gdy zjeżdżałyśmy długimi, ruchomymi schodami. Wydawało mi się, że ciągnęły się one w nieskończoność! Przejażdżka ta nie nudziła mi się mimo wszystko, bo wokół było mnóstwo interesujących rzeczy. Ludzie stali w rządku po prawej stronie schodów, a po lewej zbiegali Ci, którym się spieszyło. Babcia wytłumaczyła mi, że to taka niepisana umowa pomiędzy pasażerami i że powinno to funkcjonować na całym świecie. Wydawało mi się to logiczne, choć nie pamiętałam czegoś takiego z budapeskiego metra. Szybko zauważyłam też, że stacje petersburskie są dużo przyjemniejsze od tamtych. Było tu ciepłe oświetlenie i ładne zdobienia. Wszystko wydawało się zadbane i wypielęgnowane. Gdzieniegdzie pojawiały się mozaiki na sklepieniach, które dodawały koloru tym tajemniczym tunelom i sprawiały, że nie było tam tak ponure, jak w tych węgierskich.

               Największym zaskoczeniem były jednak dla mnie perony. Spodziewałam się szarych przystanków, z nielicznymi ławeczkami, być może trochę większych od tych, które widziałam wcześniej ze względu na wielkość miasta, jakim jest Petersburg. Wydawało mi się, ze znowu zobaczę tłumy ludzi stojących przed metalowymi drzwiczkami, którzy będą się przepychać między sobą i walczyć o pierwszeństwo do wejścia. Ujrzałam jednak coś zupełnie innego. Przywitały mnie marmury i kolumny, mozaiki, złocenia i popiersia. Były pomniki, żyrandole i malowidła. Każda stacja okazała się małą galerią sztuki, z której można było dowiedzieć się ciekawostek o miejscu w którym dokładnie byłeś, poznać wydarzenia historyczne, zobaczyć wyrzeźbiony wizerunek osoby, której imienia jest stacja. Perony były przestronne, jasne i czyste, wyglądały jak komnaty pałacowe w porównaniu z tymi węgierskimi. Z przyjemnością oczekiwało się na pociąg, a nawet żal było opuszczać tak wspaniałe miejsce. Oczywiście, że spotykało się tam ludzi niekulturalnych, którzy przepychali się i przeszkadzali innym, ale było ich niewielu. Zdawało się wręcz, że wystrój tego miejsca zmusza ludzi do życzliwości i zachowania zasad savoir-vivre.

               W późniejszych latach miałam jeszcze przyjemność podróżować jedynie metrem paryskim, nie mam więc dużego doświadczenia w tej dziedzinie. Mogę jednak śmiało powiedzieć, że z tych trzech, które odwiedzałam i których byłam pasażerem, największe wrażenie zrobiło na mnie właśnie to petersburskie. Jestem przekonana, że nawet jeżeli będę jeszcze kiedyś podróżowała komunikacją podziemną w jakimkolwiek innym kraju, to niewiele (o ile nie żadne) okaże się bardziej niesamowitych. Podobno w Moskwie metro jest porównywalnie barwne i zdobne, można więc uznać, ze Rosjanie uczynili z budowanie stacji metra pewnego rodzaju sztukę. Każdemu, kto odwiedzi jedno z tych miast polecam podróż podziemnym pociągiem. Nie tylko dla szybkiego przemieszczenia się.


Polecam obejrzenie zdjęc na oficjalnej stronie metra:
http://metro.spb.ru/

0 komentarze:

Prześlij komentarz